Jeżeli kresy nie będą należeć do Polski, będą należały do Rosji. Jeżeli będą należały do Rosji, zaleje je fala bolszewizmu, tam życia polskiego już nie będzie. Jad trucizny rosyjskiej wleje się w dusze chłopów, polskość stanie się baśnią przeszłości. Dlatego chwila jest pilna, trzeba jak najprędzej te kresy do Polski przywiązać na zawsze.
Warszawa, 22 września
„Polska” nr 44, z 6 października 1918.
Operacje zaczęły się wczoraj od rana i dotąd idą w bardzo szybkim tempie i zupełnie pomyślnie. Nieprzyjaciel był, zdaje się, doskonale poinformowany o planowanym ataku na niego i tutaj na wołyńskim teatrze wojennym zaczął się usuwać jeszcze 24 bm., zostawiając przed nami bardzo słabe siły. Opór ich został w jednej chwili złamany i w szybkim pościgu wojska nasze zajęły obecnie Żytomierz, Berdyczów i prawdopodobnie Koziatyn. Dzisiaj lub najdalej jutro będę zorientowany co do tego, jakie właściwie siły bolszewickie zostały rozbite i rozproszone, a jakie zdążono wycofać poza zakreśloną wyżej linię. Odpowiednio do tego pokieruję dalszymi operacjami. W każdym razie jednak z góry uprzedzam, że już teraz dla osiągnięcia zamierzonego skutku będę musiał o jeden lub dwa dni marszu przesunąć się dalej na wschód [...].
Zwiahel, 26 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
W pierwszych dniach stycznia 1925 nie wróciło dwóch strzelców z patrolu na strażnicy Szkrobotówka, zostali oni przez patrol sowiecki porwani. Wywiad nasz ustalił, że znajdują się oni na strażnicy sowieckiej w miejscowości Siwki, 4 kilometry w głąb terenu sowieckiego. Dowódca batalionu Stanisław Galiński zwrócił się do mojego dowódcy szwadronu majora Leonarda Michalskiego o wyznaczenie silnego patrolu konnego. Na dowódcę patrolu dowódca szwadronu wyznaczył mnie. [...] Otrzymałem dokładny opis marszruty i położenia strażnicy sowieckiej. Celem wyprawy było odbicie tych porwanych dwóch strzelców.
5 stycznia 1925 o dziesiątej wieczorem przekroczyłem granicę jako straż przednia maszerującej kompanii piechoty, dowodzonej przez kpt. Lipińskiego. Wylot wsi odznaczał się wiatrakiem z jego dużymi skrzydłami wyraźnie widocznymi. Zbliżając się do wiatraka, otrzymałem ostrzał, spieszyłem się z koni. Konie w tył, a sam z plutonowym i dziesięcioma ułanami natarłem na strażnicę, rzucając granatami i rażąc ogniem KBK, zdobyłem strażnicę, którą załoga opuściła. [...]
Pierwszą czynnością moją było zerwanie aparatu telefonicznego i zabranie akt. W tym momencie padają strzały przez okno i pada zabity jeden z ułanów, a plutonowy zostaje ranny w rękę. Muszę się wycofać, ułani zabierają poległego. Po opuszczeniu wsi, w drodze powrotnej spotykam kompanię piechoty. Kapitanowi Lipińskiemu składam meldunek o stracie ułana. Kpt. Lipiński z pomocą żołnierzy układają poległego na przedni łęg mego siodła i tak wiozę go 4 kilometry, do miejsca, gdzie przekroczyłem granicę, rozpoczynając tę nieszczęśliwą akcję. [...]
Dwóch strzelców, o których toczył się ten wypadek, zostało wydanych przez władze sowieckie w kilka dni po naszej akcji.
Siwki, Podlasie, 5 stycznia
Raporty KOP-u, „Karta” 2011, nr 67.
5 lipca 1925 rozpoczęła się nieprzyjemna sprawa dezercji ppor. Maczyńskiego, która trwała od lipca do września 1925. Według wywiadu, oficer ten miał się znajdować w strażnicy sowieckiej, która się mieściła na niewielkim wzgórzu naprzeciwko strażnicy polskiej w miejscowości Radoszówka. 5 lipca grupa około 40 żołnierzy piechoty (szkoła podoficerska przy batalionie Dederkały) – i ja, z silnym patrolem konnym – maszerowała w kierunku strażnicy. Było to około piątej nad ranem. W pewnej odległości od strażnicy spieszyłem swoich ułanów i pouczyłem: „Jeżeli podam komendę «salwa», to strzelać w górę”. Przy [naszym] podejściu pod górkę, w kierunku strażnicy, wyszedł oficer sowiecki i oddał strzał z pistoletu, ja podałem: „Salwa!”. Cała załoga wybiegła ze strażnicy, nieubrana, niektórzy w kalesonach. [...] Weszliśmy do strażnicy, w której nie zastaliśmy nikogo z załogi, tylko pozostawioną broń. Zabraliśmy dwa ciężkie karabiny maszynowe na kółkach i kilka KBK. Strażnica została spalona.
Radoszówka, 5 lipca
Raporty KOP-u, „Karta” 2001, nr 67.
Stare to zamczysko mówi nam, jak śmierć i życie splatały się ze sobą w pracy nad tymi murami. Miałem adiutanta, który z tego pochodził gniazda, i niewątpliwie duch Stanisława Radziwiłła jest z nami, gdy tu bawi jego Wódz Naczelny. Ani mnie to przeraża, ani dziwi. Dziś chcę jego wspomnieć nie jako umarłego, lecz, jako żywego. Rycerska prawda tego domu uosobiła się w nim. Duma wielkiego domu, który tak dawno przeszłości naszej służył, zlały się w nim z wierną i twardą służbą żołnierza. Dom Radziwiłłów dał nam w przeszłości szereg ludzi, co w służbie państwa zasłynęli czy na polach bitew, czy w radiach senatorów.
Piję dziś nie za pamięć o poległym, gdyż wierzę, że pamięć o nim żywa będzie wśród panów, lecz dziekując, wzruszony przemówieniami poprzedników, toast ten wznoszę za ród Radziwiłłów, goszczący mnie dziś, by pozostał równie wieczny jak te stare mury Nieświeża...
Nieśwież, 25 października
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Nie mamy granicy. Jaka to u diabła granica, jeśli 58 tysięcy ludzi w krótkim czasie przeszło [niby polskich agentów na Wschód]; to nie granica, a sito. A spróbujcie do tej samej, przepraszam za wyrażenie, zasranej Polski, trzech groszy nie wartej ani naszej guberni, spróbujcie przerzucić do niej 58 tysięcy... Ona wam pokaże – nikogo nie przepuści, wszystkich powystrzela.
Moskwa, 24–25 stycznia
Raporty KOP-u, „Karta” 2001, nr 67.
Lwowska rozgłośnia radiowa milczała, podobnie jak tarnopolska. Nastał spokój. Z wyludnionych ulic, na których zapanowała złowróżbna cisza, zniknęli ludzie ze służb mundurowych — magistrackiej, wojska, policji. Późnym popołudniem ciszę przerwał ryk silników rosyjskich czołgów.
Dowiedziałem się, że starosta powitał Rosjan w tradycyjny polski sposób — chlebem i solą, a polscy i rosyjscy żołnierze wymieniali uściski. [...]
Chodziłem ulicami, patrzyłem na uśmiechnięte twarze Rosjan jadących czołgami oraz mieszkańców wiwatujących na ich cześć, tu i ówdzie widziałem uniesione do góry pięści tych, którzy od dawna byli komunistami, i tych, którzy właśnie się nimi stawali. Na obliczach ludzi dostrzegałem mieszaninę radości, że wojna się skończyła, a także podejrzliwości, zaciekawienia, nadziei i obawy. Zatrzymał mnie polski oficer po cywilnemu. „Są z nami czy przeciw nam?” — zapytał. „Nie wiem, ale się uśmiechają” — odpowiedziałem. Odczuwałem ogromną ulgę. Niemcy tu nie przyjdą i zostanie mi oszczędzona mordęga ucieczki w nieznane. Jak dotąd nie było źle. Pierwsze oddziały Rosjan były przyjacielskie, dawały poczucie bezpieczeństwa.
Tarnopol, 17 września
Bernard Hellreich Ingram, Nie dokończona symfonia, Warszawa 2001.
W poniedziałek po południu zjawił się już komisarz spisowy (spis ludności 3 grudnia) z wstępnymi indagacjami. Młody Żyd, całym zachowaniem się i sposobem pytań zdradzający ubiaka. Zapisując personalia pani Marysi spytał od razu: „Na jakim froncie pani mąż zginął?” (a ten mąż, brat Anny, umarł niewinnie w więzieniu w Kijowie). Zapisując personalia Anny udawał, że nie wie, kto ona, ale w dalszej rozmowie powiedział nagle: „A przecież „Uliczka Klasztorna” jest wycofana z obiegu”. Potem, gdy miał zapisać miejsce pracy, a Anna powiedziała: „piszę w domu”, zastanowił się: „To może napiszemy „warsztat domowy”? Ale nie – dodał – to by mogło być na pani niekorzyść”. Działo się to w moim pokoju, dokąd wdarł się, aby i mnie zapisać i z trudem dał sobie wyperswadować, że wszystkie instrukcje do spisu zostawiłam w Warszawie, że przebywam tu czasowo i że nie mogę być w dwu miejscach zapisana. Na jego słowa Anny dotyczące wyrwało mi się: „Jak to zaszkodzić? Przecież spis ma cele wyłącznie statystyczne i, jak zapewniano w obwieszczeniu o nim, nie może być wykorzystywany dla żadnych innych celów. Nie może więc nikomu pomóc ani zaszkodzić”. Zastrzeliła nas wręcz rubryka: „gdzie się mieszkało przed wojną?”. Jest w niej odsyłacz: „Mieszkańcy Lwowa, Wilna i innych okolic byłych ziem wschodnich mają podawać tylko: ZSRR”. Tak więc Anna dowiedziała się, że całe swe życie przeżyła w Związku Radzieckim, a nie w Rzeczypospolitej Polskiej. Razem z nią dowie się o tym około 6 milionów Polaków, którzy z ziem wschodnich pochodzą, a na dzisiejszych ziemiach odzyskanych przygniatającą większość ludności stanowią. Wzywa się ludność, aby przy spisie podawała dane prawdziwe, a jednocześnie w tak ważnym punkcie jak ustalenie miejsca urodzenia i zamieszkania przez większą część życia zmusza się ją urzędowo do podawania fałszywych informacji. Bo z punktu widzenia statystyki najwierutniejszym kłamstwem jest podawać, że we Lwowie czy Wilnie był przed wojną Związek Radziecki. Wszystko to stwarza warunki sprzyjające panicznym plotkom, pogłoskom, nastrojom strachu, rozpaczy, beznadziejności. Spis ludności może być rzeczą całkiem niewinną, ale w masach narodu wzbudza przekonanie, że posłuży do wielkich wywozów. I nawet mnie trudno się oprzeć takiemu wrażeniu.
Wrocław, 27–28 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy
Do Prymasa Polski Józefa Glempa
Do Ministra Kultury i Sztuki RP
Do Prezydenta miasta Krakowa
Do Porozumienia Centrum
Do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego
Do Rady Naczelnej Federacji Organizacji Kresowych
Do Polonii świata
Do środków masowego przekazu
Z bólem odebraliśmy wiadomość, że w Krakowie odbywa się licytacja i wyprzedaż pamiątek narodowych, związanych z historią byłych Kresów Wschodnich, jakoby w celu wsparcia dążeń niepodległościowych Litwy.
Jesteśmy za niepodległą, demokratyczną Litwą, pozytywnie oceniamy niesioną jej bezinteresowną pomoc, oczekując takiej samej i dla Wileńszczyzny, zamieszkałej przez ludność polską.
Nie bacząc na to, jak się oceniane czyny tych czy innych osobistości, własnej historii nie da się zmienić, nie da się jej sprzedać ani zapomnieć. Naród bez historii nie ma przed sobą przyszłości.
W imieniu tysięcy byłych obywateli Rzeczypospolitej, naszych ojców, żołnierzy Września i własnym składamy niniejszym protest przeciwko wymierzonej nam potwarzy, domagamy się zaprzestania podobnych haniebnych akcji i powrotu pamiątek związanych z naszą historią do należnych im miejsc – muzeów narodowych. Domagać się mamy moralne prawo i z tego powodu, że właśnie Kresy Wschodnie wydały wielu przywódców powstań i zrywów narodowych, wieszczów polskich.
S. Akanowicz, Z. Balcewicz, L. Jankielewicz, R. Maciejkianiec, S. Pieszko, W. Subocz, E. Tomaszewicz
19 lutego
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.